niedziela, 10 maja 2015

Rozdział V


Rezydencja Alice była ogromna. Jasna, lśniąca, położona na najwyższym piętrze budynku. Z okien widać było panoramę miasta, jak na dłoni. Ludzi przewijających się ulicami, mimo późnej pory, światła zapalone niemal w każdym mieszkaniu, każdego z wieżowców, uginających się pod grubą warstwą ołowianych chmur. Stałam zapatrzona w ten obrazek, z nosem rozpłaszczonym na szkle. Dosłownie. Nie byłam pewna, czym właściwie jest uczucie, które narastało we mnie gdy napawałam się widokiem. Strach, zauroczenie, omamienie? Odwróciłam się od okna. Loki patrzył na mnie z litością wymalowaną na twarzy, a Panna-Idealna najwyraźniej zdziwiona była moim zachowaniem. Zamrugała parę razy, po czym rzuciła
-Zaprowadzę cię do pokoju, w którym możesz doprowadzić się do porządku i przespać odrobinkę.-ten głos, tak bardzo mnie denerwował! Ciepły, melodyjny, aksamitny. Taki... idealny. Cała była idealna, czy też po prostu wyidealizowana. Właśnie to mnie niepokoiło. Sztuczność, ulizanie, wyidealizowanie. Wolnym krokiem ruszyłam za nią. Zatrzymała się w końcu, wskazując ręką na drzwi, po czym odeszła bez słowa. Otworzyłam je lekkim pchnięciem i przekroczyłam próg. Pod bosymi stopami poczułam miękki dywan. Zadowolona z tego faktu ruszyłam głębiej. Dwuosobowe łóżko z baldachimem, niewielka szafka (na alkohol zapewne), elegancka etażerka, szafa, wypełniona ubraniami męskimi i damskimi w różnych rozmiarach i drzwi prowadzące do niewielkiej łazienki. Odchyliłam ramiona, a płaszcz gładko zsunął się po nich upadając na miękką wykładzinę. Powolnym ruchem pchnęłam drzwi. Pod stopami poczułam piekący chłód kafelków. Spojrzałam w lustro. Mimo wielu godzin pracy na rażącym Asgardzkim słońcu, moja skóra pozostawała jasna. Porcelanowa. Blond włosy, prawie równie jasne jak cera, od lat nie spotkawszy się z nożycami, sięgały nieco powyżej pasa. Byłam szczupła. Nie, nie szczupła, chuda. Po prostu wychudzona. Żebra można byłoby policzyć z odległości kilku metrów. Do tego byłam niska. Niestety, nie udało mi się wybić ani milimetr powyżej metra pięćdziesiąt. Jako nastolatka, świat mogłam oglądać z perspektywy ud, tyłków i pleców, co bynajmniej nie było miłe. Westchnęłam ciężko. Skoro i tak mam zostać tutaj na dłuższy czas, czemu się nie rozgościć? Odwróciłam się plecami do odbicia, wykrzywiając twarz w grymasie. Czas zgłębić tajemnice midgardzkiej łaźni. Wchodząc do białej wanny, rzuciłam ostatnie spojrzenie sobie w lustrze. Byłam optymistką, kochałam cały świat. Cały poza sobą.

* * *

Powiedziała "Rozgość się" i tak właśnie postanowiłem zrobić. Rozgościć się. Na początku padła propozycja, jakoby miała zaprowadzić mnie do pokoju, w którym mogę sypiać, jednak, mój mózg, pracując na najwyższych obrotach, nakazał mi zostać i przeprowadzić niewielkie przesłuchanie. Usiadłem więc na sofie. Zapadłszy się w nią, mimowolnie osunąłem się do pozycji pół leżącej. Prędko doszedłem do wniosku, że taki stan zdecydowanie nie dodaje mi autorytetu i groźnego wyglądu, jednak, nie ważne jak bardzo się wysilałem, korzystając z faktu, iż Alice stoi tyłem, przy barze, nie mogłem podnieść się z miękkiej kanapy. Cholera, mogłem zarekwirować i zająć fotel! Wyciągałem ręce przed siebie, wymachując nimi jak wariat, mając nadzieję, że pomoże mi to wstać. Przymknąłem oczy dysząc ciężko ze złości. Władałem armią Chitauri, prawie wybiłem całą rasę Jotunów, a nie mogę podnieść się z cholernej sofy! To jak podnoszenie się z przysiadów. Sapnąłem podirytowany swoją własną bezradnością, gdy poczułem jak coś łapie mnie za nadgarstek i podciąga do pozycji stojącej. Uniosłem powieki. Alice stała przede mną, z tym swoim uśmiechem na ustach. Swoją drogą usta miała dość ładne, pełne, w kolorze dojrzałych wiśni.
-Chcesz drinka?-podziękowałem, po czym jak skończony idiota, klapnąłem na sofę. Cholera!-Na pewno?-spytała. Niech już będzie. Z nieco przerysowanym uśmiechem scenicznym skinąłem głową. Odwróciła się w kierunku drewnianego, lakierowanego barku. Zmierzyłem ją wzrokiem. Przynajmniej metr siedemdziesiąt, krągłe biodra, długie nogi, wcięcie w talii, włosy w kolorze zboża. Nie powiem, całkiem miło się na nią patrzyło. Gapiłem się na nią badawczym wzrokiem, bez przerwy na chociażby mrugnięcie, puki nie odwróciła się z obłą szklanką w dłoni.
-Co to?-spytałem, przyglądając się przeźroczystemu płynowi, jednak odpowiedź nie nadeszła. Podniosłem wzrok. Skinieniem głowy, nakazała mi bym spróbował. Wziąłem łyka-Niezłe.-stwierdziłem z uznaniem
-Caipirinha.-rzuciła-Prosty brazylijski drink. Limonki, cachaça, brązowy cukier, lód. Niewiele inicjatywy ze strony przyrządzającego, boski smak.-coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, ż jest po prostu miłą kobietą. Coś kazało mi zaufać jej słowa. Coś w niej. Kiedy tylko przekroczyła próg własnego domu, spadła z niej jakaś maska. A ja doskonale to rozumiałem. Otworzyłem usta by rzucić pierwsze pytanie kontrolne, jednak przerwała mi
-Wezmę prysznic, wtedy pogadamy.-skinąłem głową. Kiedy wyszła podjąłem próbę odstawienia szklanki na stolik, jakieś pół metra przede mną, jednak, jak poprzednio, moje próby wstania na niewiele się zdały. Cholera! Jest kobietą, więc przynajmniej godzinę będę czekał wciśnięty w sofę, ze szklanką w dłoni, aż ona skończy odprawiać rytuały nad swoim ciałem, włosami, tipsami. Jednak, co niezmiernie mnie zaskoczyło, wróciła już po jakimś kwadransie, owinięta w ręcznik. Pojedyncze krople spływały po jej skórze, widać spieszyła się na tyle, że pominęła wycieranie. Zadowolony z faktu, iż, jak sądziłem, było jej do mnie śpieszono, zmierzyłem ją badawczym wzrokiem, teraz, kiedy nie przykrywały jej drogie futra, jedwabna koszula ani skórzana spódnica (przyznam, że sam zdziwiłem się, gdy doszło do mnie, jak dokładnie wcześniej przyjrzałem się temu co ma na sobie). Jednak nie odkryłem nic nowego. Przynajmniej metr siedemdziesiąt, krągłe biodra, długie nogi, wcięcie w talii. Wilgotne, złote włosy luźno opadały na plecy.
-Czym się zajmujesz?-zapytałem w końcu. Pytanie numer jeden, służące jedynie, by sprawdzić, jak zachowuje się, kiedy mówi prawdę lub kłamie. Westchnęła cicho i z gracją przysiadłszy na sofie koło mnie, podciągnęła kolana pod brodę
-Można powiedzieć, że jest zawodowym kłamcą.-stwierdziła. Kiwnąłem głową. Doskonale to rozumiałem.-Pracuję w branży reklamowej, muszę pokazywać ludziom jaka jestem, dlaczego taka jestem, żeby oni chcieli być taka jak ja i kupili reklamowane produkty.-lekko pociągnęła nosem-Gram jędzowatą primadonnę.
-To akurat zdążyłem już zauważyć.-stwierdziłem. Szturchnęła mnie w ramię ze śmiechem. Kiedy wykonała tak gwałtowny ruch, znów poczułem ten zapach, intensywniejszy niż w chacie. Dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa, tępy ból głowy zaćmił wzrok. Ból nieraz mi towarzyszył, nie traciłem przez niego rozumu. Tym razem coś innego sprawiało, że nie mogłem się skupić. Jej zapach był jednak inny niż wcześniej. Wtedy delikatny i słodki, teraz ostry, drażniący. Przyjemny. Zamrugałem parę razy nieco zdezorientowany, licząc, że pomoże mi to odzyskasz jasność umysłu, jednak nowo zrodzona potrzeba byłą silniejsza od mnie. Ledwo zauważalnie nachyliłem się i zacząłem wąchać. Napawać się tym zapachem. Bez udawania, najzwyczajniej w świecie, po chamsku, niuchać powietrze wokół niej. Uśmiechnęła się nieznacznie, wstała i usiadła na fotelu. Spojrzałem z utęsknieniem w jej kierunku. Jedyne co zyskałem to jeszcze szerszy, wyraźnie rozbawiony uśmiech. Cholera, ona siedzi metr ode mnie!
 
* * *


Zdaje się, że słońce już dawno wzeszło, kiedy obudziłam się w aksamitnej pościeli. A to oznacza, że pozostawiłam Lokiego, na pastwę Tej-Suki-W-Futrze. Biedak, prawdopodobnie już dawno został wymęczony na śmierć.  Wysunęłam się spod fałd materiału. Nie sprawiło mi problemu, uznanie, że z ubrań w szafie mogę wybrać sobie te w moim rozmiarze. Po chwili wybiegłam z pokoju, w czarnej spódnicy (raczej, krórkiej niż długiej, co wydało mi się dość podejrzane) i szarej koronkowej bluzeczce z gołym tyłem. Jedyne ubrania, które nie wisiały na mnie jak na wieszaku. Choć wystające łopatki można było obejrzeć z każdej strony na nagich plecach. Nie więcej niż pięć sekund zajęło mi odtworzenie drogi do salonu. Co jak co, ale orientacji w terenie można było mi pozazdrościć. Siląc się na spokojną minę, weszłam do pokoju. Loki siedział zapadnięty w kanapę, z pustą szklaną w rękach, a jego, jakże inteligentna, mina oznaczała, że bynajmniej na jednym koktajlu się nie skończyło. Naprzeciwko niego, w fotelu siedziała Alice. Zmierzwione włosy, makijaż nienałożony. No, po prostu szczyty naturalności. Spokojnym krokiem ruszyłam na drugą stronę pokoju i usadowiłam się na skórzanej pufie w koncie, jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi, rozmowa toczyła się dalej, jakby nigdy nic

-A skąd właściwie masz tatuaż, który wystaje ci zza kołnierza i co przedstawia?-spytał Loki. A więc przeprowadzał swoje małe przesłuchanie. Podejrzliwym wzrokiem zmierzyłam go, zatrzymując się na szklance. Albo to on jest przesłuchiwany, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy.

-Kiedy miałam szesnaście lat, w akcie buntu wytatuowałam sobie jeden z moich ulubionych cytatów w języku urdu.

-Jaki?-w jego głosie wyraźnie brzmiało zaciekawienie. Byłam coraz pewniejsza, że alkohol mu nie służy

-"Żyć można tylko przez to, przez co można umrzeć". Mój ojciec zwykł tak mówić.-przeniosłam spojrzenie na nią. Jak to możliwe, uśmiechać się aż tak szeroko i nie wyglądać jak ropucha?!

-Mojego ojca zwykle cytują inni.-mruknął-Właściwie ojczyma, jestem adoptowany.-uzupełnił

-Cytują?-spytała-Jest kimś ważnym?-Loki kiwnął głową

-Monarchą.-wytrzeszczyłam oczy na Kłamcę. Powoli oderwał wzrok od Mojego-Range-Rovera i przeniósł na mnie. Teatralnym gestem walnęłam się spodem dłoni w czoło, aż po pomieszczeniu rozległo się głośne plaśnięcie. Teraz również wzrok Ropuchy spoczywał na mnie. Poczułam jak twarz zalewa mi fala gorąca. Szybko, trzeba coś powiedzieć

-Eeee...-zastanowiłam się-Mucha?

6 komentarzy:

  1. "- Eeee... Mucha."
    Teraz to ja chciałam się pacnąć w czoło xD.
    Krótki, ale ciekawy.
    Loki łajza, Loki łajza xD.
    Alice jest podejrzana, tyle powiem.
    No i czas na zgadywanki. Pierwsza część Poss, a druga Viv, a trzecia obie. Bo mucha xD.

    Pozdrawiam,
    Q.

    No i zapraszam do siebie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na mojego bloga ;) ----> http://kiedypatrzenaniebo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Loczek mógł... biedna Sig. Ropucha coś kąbinuje. Czyżby Loczek nie był sobą???
    Weny życzę i czekam na nexta.
    Twoja nowa czytelniczka
    Pierożek 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm... dziwnie się czułam, czytając ten rozdział.
    No bo czemu Loki taki jest? Taki... nieporadny i głupkowaty? Czy ta laska rzuca na niego jakiś czar czy jak? Mam nadzieję, że jego zachowanie w ten sposób jest tylko chwilowe.
    Ale nie można wam odmówić humoru, którego w opowiadaniu jest sporo i dobrze, bo historia staje się lekka i jest czas na odsapnięcie od pędu zdarzeń.
    Mam nadal dużo pytań, np. kim jest ta lasencja... Jestem ciekawa, jak ją wykreowałyście. Nie chciałabym żeby było to kolejna płytka seks- bomba, mająca na celu uwiedzenie Lokiego.
    Czekam na kolejny rozdział, oby wkrótce się pojawił :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Everything that kills me, makes me feel alive! Nie jestem pewna z jakiej piosenkoi to, wiem, że znaczenie nieco inne, ale i tak mi się to skojarzyło.
    Polubiłam Lokiego, ale ta laska (nie Alice, nke mam pamieci do imion) mnie irytuje i generalnie jakoś miałam nadzieję, że dostanie hipotermii i umrze... Alice raczej lubię, no i szkoda mi trochę, że Thor nie ma udziału.
    Gubię się w świecie przedstawionym. Albo stroje są sredniowieczne, a technika nie, albo te dwa krolestwa sie tak różnią..
    No i gobelin to nie rzygacz. To było w 1. albo prologu, ale aż parsknęłam śmiechem na widok zgarbionego gobelinu ;)
    Czekam na następny, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękujemy za komentarz :)
    Na następny jednak nie ma co czekać - blog jest już nieaktywny.
    Jeśli jednak chcesz poczytać nieco tego, co naskrobałyśmy to mogę zaprosić Cię tutaj:
    http://kazdymadrugieoblicze.blogspot.com/?m=1 - to blog Vivilet, niestety też nieaktywny

    http://all-just-a-dream-in-the-end.blogspot.com/?m=1 - to mój blog, rozdziały wciąż się pojawiają

    OdpowiedzUsuń