wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział I


Żadna istota, na którą nie spadła łaska wizyty w pałacu, nie byłaby w stanie wyobrazić sobie przepychu, zbytku i blasku tamtejszych sal biesiadnych. Kryształowe żyrandole, niczym lśniące stalaktyty  zwisały z sufitów, mieniąc się światłem najjaśniejszych z księżycy co noc wschodzących na Asgardzkie niebo, w złotej zastawie, co wieczór czyszczonej po hucznych zabawach, zawsze ustawionej na stołach, w razie niespodziewanej okazji do biesiad, można było przejrzeć jak w lustrze. 
Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden oddech powietrzem przesiąkniętym zapachem starego złota, by wiedzieć, że Wszechojciec lubił obnosić się ze swą potęgą. Jednak na Sygin ogrom bogactw nie robił już najmniejszego wrażenia. Dni, miesiące, lata spędzone na polerowaniu podłóg i sztućców, znieczuliły ją na urok pałacu. Tak, czy siak jej głowę zaprzątały inne problemy, ważniejsze od ładnych ozdób. Pieniądze na przykład. Pieniądze, po to, by wreszcie wyrwać się ze śmierdzącej kuchni.
Przez myśl najczęściej przemykały jej listy gończe, coraz częściej rozwieszane po pałacu, w akcie desperacji. Nie była może wielkim wojownikiem, ale znała się na ludziach, a to najpotrzebniejsza umiejętność w łapaniu przestępców. Rozmyślania przerwały jej odgłos kroków echem odbijający się od ścian sali. Cóż, w plątaninie korytarzy trudno stwierdzić skąd pochodzi odgłos, niosący się po całym labiryncie, jednak Sygin, frunąc na skrzydłach zgubnej ciekawości, z gracją baletnicy przeskoczyła nad wiadrem z wodą do czyszczenia podłóg i wymknęła się ze zbiorowej sali, unikając czujnego wzroku przełożonej pałacowych sprzątaczek. Słońce już dawno zaszło, ostatnimi ze swoich promieni zdążywszy jeszcze nagrzać lampy solarne w ogrodach, a księżyce schowane były za chmurami, jednak zapalanie świec na żyrandolach zajęłoby zbyt dużo czasu, w którym kroki mogłyby umilknąć.  Tak więc dziewczyna, nie czekając aż wzrok przyzwyczai jej się do mroku, ruszyła, tak jak podpowiadał jej słuch. Nie musiała jednak za długo maszerować w ciemności, nim natknęła się na źródło odgłosów. Postawny, barczysty mężczyzna, oświetlając sobie drogę lampą oliwną, mknął korytarzami z głową zadartą tak wysoko, że jedyną dostrzegalną częścią jego twarzy były dwie, czarne dziurki na wielkim, orlim nosie.  Wpatrując się chwilę w ten obrazek, Sygin wybuchła w końcu gromkim śmiechem. Jakżeby inaczej, bufon przekazujący Wszechojcu jakąś szalenie ważną informację.
-Jaką to wiadomość niesiesz towarzyszu?-siliła się na poważny ton, jednak mina obruszonego posłańca, wywoływała u niej, wciąż dzielnie tłumione, fale śmiechu. Mężczyzna zamlaskał zniesmaczony, w końcu jednak rzekł
-Masz szczęście, że Odyn dowiedział się już wszystkiego, inaczej musiałbym zgłosić, że utrudniasz mi w wykonywaniu pracy.-dziewczyna kiwnęła głową, na znak, iż rozumie powagę sytuacji, jednak uśmiech nie znikał jej z twarzy-Ucieczka więźnia nie jest tematem  do żartów.-zesztywniała jak porażona.
Każdy z zamkniętych mógł uciec, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jednak wewnątrz czaszki  kołatała jej ciągle jedna myśl. Chłopak, którego spotkała tylko raz w życiu, który miał już wiele lat by o niej zapomnieć. Loki. 
* * *
W nikłym blasku księżyca sylwetka Kłamcy, przycupniętego na wchodzącym w wodę pniu, wyglądała tajemniczo, magicznie. I złowrogo, niczym gobelin, zgarbiony na dachu, kamiennymi oczami  przyglądając się każdemu, kto choćby próbuje przedostać się przez bramę, której strzeże. Sygin wiedziała, że tu go znajdzie. Twierdzą, że ludzie się zmieniają, ale to nie prawda. Nawet, kiedy jakaś cząstka nas umiera, nawyki pozostają, jeśli się z nimi nie walczy. A po co walczyć z nawykiem odwiedzania leśnego stawu? Stała tuż za nim, jednak on jej nie słyszał, zdawał się tkwić pogrążony we własnym świecie. Mając nadzieję, że zna się na anatomii czaszki na tyle, by nic nie uszkodzić, a obezwładnić Lokiego, schyliła się i sięgnęła po patyk leżący u jej stóp.  Liście cicho zaszeleściły, bóg zadrżał. Mięśnie spięły mu się, gdy powoli stanął na nogi, jednak nie odwracał się.
-Nie mów, że znów chcesz mnie zadziobać patyczkiem, Sygin.-warkną. Pień  zabujał się na wodzie, a Loki w jednej chwili znalazł się centymetr przed nią. Dziewczyna zamlaskała zdegustowana, mocniej ściskając kij w dłoni, jednak nie przesunęła się w tył ani o milimetr.-Czyżbym cię peszył?-mruknął. Znała się na ludziach, doskonale widziała, że był nieco zbyt pewny siebie. W głowie pojawił jej się pomysł, przypomniały jej się słowa Vasty, przybranej matki, jej anioła stróża, która jako jedyna z kucharek nie znudziła się opieką nad nastolatką po tygodniu.  A ładne nastolatki muszą wiedzieć jak się bronić w razie potrzeby. Wewnętrzną stroną dłoni w spód nosa, bardzo bolesne, bardzo skuteczne, daje czas na ucieczkę. Lub, jak w tym wypadku, inne działanie takie jak założenie kajdanki na lewą rękę Lokiego, a drugiej na własny nadgarstek. Czego się nie robi dla pieniędzy?
* * *
Pałacowa brama majaczyła w oddali, pocieszając przybyszów (w każdym razie jednego z nich) wizją czasu i możliwości ucieczki, jednak wejście dla kucharek, otwarte o każdej porze dnia i nocy, nieubłaganie zbliżając się do Lokiego i Sygin, burzyło te nadzieje.  Od początku pieszej  wędrówki, z ukrytego, leśnego stawu, do pałacu, Kłamca nie odezwał się ani słowem, jednak jego twarz, wykrzywiona w grymasie złości wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowo. Zawód, bezsilność, frustrację. Furię. Dziewczyna,  zasłaniając twarz kosmykami platynowych włosów, usilnie unikała jakiegokolwiek kontaktu ze szmaragdowymi tęczówkami. Słaba, była słaba, gdyby tylko spojrzała mu w oczy, dała przejrzeć się na wskroś, zobaczył by to. I wciąż mierząc ją wzrokiem kazałby jej go wypuścić, a ona by uległa. Odpięłaby kajdanki blokujące jego moc, a on by zniknął, bez słowa. Była słaba, ale znała się na ludziach.  Powoli przekroczyła próg drzwi kuchennych, a Loki zaraz za nią. Niech go diabli! Kontem oka widziała, jak z głową wysoko uniesioną maszeruje wymijając kucharki i sprzątaczki, z pogardą wymalowaną na twarzy.
-Czy mogłabyś przestać się tak wlec?-rzucił w końcu Kłamca, z ostentacją okazując irytację, wymachując nieskrępowaną dłonią w kierunku korytarza. Prychnąwszy cicho Sygin przyśpieszyła kroku, pokonując doskonale sobie znaną trasę do sali tronowej. Hebanowe, pozłacane drzwi, znajdowały się już na wyciągnięcie ręki. Kolejnym dowodem na samolubność Wszechojca były trzy sale tronowe, miast jednej, używane zależnie od pogody, a w każdej z nich swoje miejsce znalazła replika tronu Hliðskjálfu, stojącego w dusznym pomieszczeniu, gdzie przyjmowani byli najważniejsi goście. Dziewczyna zakołatała we wrota, doskonale jednak zdając sobie sprawę z faktu, że futro wiszące na nich od wewnętrznej strony tłumi odgłos, po czym pchnęła je nie czekając na odpowiedź.  Wysokie, złote kolumny na których oparte było łukowe sklepienie, lśniły w słońcu, wśród kropel deszczu ściekających po rynnach, podłoga (również złota) wypolerowana i napastowana była do tego stopnia, że, by utrzymać równowagę, trzeba było stawiać jak najkrótsze możliwie kroki. Na końcu sali (na tyle daleko, by Wszechojciec, swoim jednym starym, zużytym okiem nie mógł ich jeszcze dostrzec) na podwyższeniu ustawiony był tron. Hliðskjálf, tysiące lat temu wyrzeźbiony został z wielkiej bryły złota, tak, by nikomu nie było na nim zbyt wygodnie. Vasta nieraz mawiała, że latach tyłki przystosowały im się do siedzenia na nim. Sygin mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o kobiecie, jednak zaraz spochmurniała. Opiekunka najlepsze lata życia miała już za sobą. Te gorsze z resztą też, jak wszystkie inne. To jej śmierć była zapalnikiem, odczynnikiem, który kazał młodej pomywaczce i kucharce podjąć desperackie próby usamodzielnienia.
Jednak prawdą jest stwierdzenie, iż pieniądze kręcą światem. Trzeba płacić za dom, jedzenie, krzesiwo, ubrania.
 
Stukanie drewnianych trzewików rozchodziło się po pomieszczeniu. Każdy kolejny krok był dla Sygin coraz trudniejszy. Z powodu poczucia winy, jak i coraz większego oporu ze strony Lokiego. W końcu jej męka skończyła się, Odyn wpatrywał się w nią zdziwiony, otwierając i zamykając usta jak ryba, próbując wydusić z siebie jakieś słowo. Jego wzrok krążył między przybranym synem, a niską, szczupłą, kruchą filigranową laleczką, która zdołała w jakiś sposób go przyprowadzić. Po paru minutach milczenia, spytał w końcu
-Jak?-to jedno słowa znaczyło więcej niż każde inne podziękowanie-Co chcesz jako nagrodę?-blondynka uśmiechnęła się, sprawy wchodziły na dobry tor
-Pieniędzy.-rzuciła-Domu, pracy.
-Czy byłabyś tak miła udać się do sali obrad.-słowa dobrane tak by brzmiały jak najuprzejmiej, jednak protekcjonalny ton bynajmniej nie zachęcał-Ktoś cię tam zaprowadzi.
-Nie trzeba.-dygnęła lekko-Znam drogę.-król skiną głową i nie czekając aż Sygin wyjdzie z sali uniósł rękę nieznacznie, dając strażnikom czającym się w zakamarkach sali znak, by pojmali więźnia.  Dziewczyna stojąc pod drzwiami, wpatrywała się jeszcze chwilę w Lokiego szarpiącego się uzbrojonymi w miecze, włócznie i tarcze mężczyznami. Głowa Kłamcy powoli zwróciła się w jej kierunku i nim zdążyła odwrócić się, szmaragdowe tęczówki zatrzymały jej wzrok pozostawiając poczucie winy i nieprzyjemne swędzenie w środku, gdy wyszła i trzasnęła drzwiami. Dziwnie tak przemierzać korytarze bez mopa, czy chociaż szmatki i wiedząc, że Loki prawdopodobnie został już przeniesiony do tymczasowej celi. Cholera! Odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem. Do lochów z kuchni jeden korytarz prosto, dwa skręty w lewo, jeden w prawo, znów prosto. Skoro z kuchni do sali tronowej skąd wracała jedynie jeden w lewo. Z poślizgiem zahamowała przed bramą więzienia. Mając nadzieję, że pozostały jej jeszcze resztki z dawnej umiejętności, podwinęła spódnicę, uniosła stopę, umiejscowiła ją między prętami i odbiła się najmocniej jak umiała. Parę razy powtarzając ten manewr, zdołała w końcu przerzucić jedną nogę na drugą stronę ogrodzenia. Czyli prawą nogą jest już w więzieniu. Jak przy schodzeniu z konia, brzuchem zsunęła się na dół. Sukces! Dysząc ciężko podbiegła do celi Lokiego i bez zastanowienia wcisnęła przycisk otwierający ją. Zmyślny zabieg, możliwość otwarcia własnego lochu tuż przed oczami, jednak możności po nią sięgnąć. Rozległ się ryk dzwonów alarmujących. Brama stanęła otworem, a przez nią zaczęli wlewać się strażnicy. Szlag! Tego nie przemyślała. Jak zahipnotyzowana wpatrywała w niekończący się strumień ludzi. Coś złapało ją za ramię. Loki. Poczuła jakby ktoś gwałtownie kopną ją w brzuch i wszystko zniknęło. Najpierw nastała krótkotrwała ciemność, potem stała w środku jakiegoś lasu, Kłamca koło niej, dysząc ciężko.
-Wszystko w porządku?-spytała
-Teleportacja nie jest łatwa, dwuosobowa tym bardziej.-sapnął
-Dlaczego wziąłeś mnie ze sobą?-oddech chłopaka wrócił do normalnego rytmu
- Bo jesteś wyjątkowa.-stwierdził obojętnym głosem
- Dziękuję, dziękuję za wszystko.-szepnęła

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Prolog

Wojna dobiegła końca. Każdy zakątek Wiecznej Krainy rozbrzmiewał wiwatami i okrzykami radosnych Asgardczyków pod wpływem alkoholu. Uczty trwały dniami i nocami. Gdy jedna dobiegała końca, druga się zaczynała.
Lecz dziś miało odbyć się przyjęcie największe ze wszystkich. Przyjęcie w pałacu, wyprawione przez samego Odyna Wszechojca.
Służba ledwo się wyrabiała. Uczty królewskiej pary zawsze były huczne i dopracowane pod każdym względem. Stoły uginały się od nadmiaru rozmaitych potraw. Sale biły po oczach swymi zdobieniami i dekoracjami. Drzwi pękały od beczek z winem i piwem na dziś wieczór.
Mimo pracy włożonej do tej pory, jeszcze wiele zostało do zrobienia. Cała służba urabiała się po łokcie, by każdy, kto tu przyjdzie, czuł się doskonale.
Jednak w pałacu dało się też znaleźć cichsze miejsca, niedotknięte hukiem przygotowań, a mianowicie królewskie komnaty.
Odyn i Frigga, władcy Asgardu, przywdziewali właśnie swe odświętne szaty, a ich synowie bojowali się ze swymi nowymi zbrojami. Byli od siebie tak różni jak ogień i woda. Nikt, kto ich nie znał, nie posądziłby ich o braterstwo krwi.
Thor, starszy z rodzeństwa, miał bujną, blond czuprynę. Marzył o prawdziwej walce, a każdą napotkaną bójkę oglądał z zapałem swoimi niebieskimi jak niebo oczami. Młodszy zaś, Loki, wolał samotność z rozmaitymi księgami i książkami. Cerę miał nienaturalnie bladą, z którą kontrastowały czarne jak noc włosy, równo zaczesane do tyłu, oraz piękne, szmaragdowe oczy. Wiele pięknych dam ubiegało się, o choć jedno spojrzenie tych ciemnych tęczówek, lecz niewiele z nich odniosło sukces. Różnił się od wszystkich młodzieńców w jego wieku, gdyż nie interesowały go walki. On wolał kształcić swój umysł i umiejętność czarów, gdy reszta chłopców siedziała z mieczami na arenach.
Kolejną różniącą braci rzeczą, był stosunek do uczt. Thor od rana skakał z radości na wieści o przyjęciu. Kochał pić, przebywać z innymi i po cichu liczył na małą zadymę. Jednak Loki, jak na samotnika przystało, wcale zadowolony nie był. Najlepiej zostałby w swojej komnacie przez całą noc. Niestety, królewska etykieta, wymagała jego obecności. Musiał się silić na sztuczne uśmiechy, miłe słówka i witanie z każdym gościem.
&&&
- Witam wszystkich obecnych. Dziś świętujemy bardzo ważne wydarzenie. Koniec wojen z mieszkańcami Wanaheimu! - W sali rozległy się wiwaty. Każdy miał doskonały humor i ochotę na zabawę. - Nie przedłużając, zapraszam do ucztowania. Czas się radować nadchodzącym pokojem.
Po przemówieniu władcy, biesiadnicy zajęli się własnymi sprawami. Jedni się najadali za wsze czasy, inni pili, a jeszcze inni tańczyli, z jednym wyjątkiem, który stanowił młody książę. Ten szukał tylko okazji na ucieczkę. Nie cieszyła go wizja spędzenia reszty swego czasu wśród żadnych krwi wojowników.
Gdy jego rodzice i niańki chwilowo były zajęte, ten uciekł z sali z własnym planem. Ile tchu w płucach, pobiegł do swojej komnaty i ściągnął ciężkie żelastwo. Przeszkadzałoby tylko w skradaniu się. Przywdział czarne skóry i skierował swe kroki do wyjścia z pałacu, uważając, by nikt go nie nakrył. Przy bramach stały straże, więc postanowił na ten krótki odcinek się teleportować. Oczywiście, mógł to zrobić od razu, ale tak nie byłoby zabawy. Poza tym, to zaklęcie wymagało niezwykle dużo mocy, która byłaby mu potrzebna przy ewentualnym zagrożeniu.
Wypowiedział odpowiednią inkantację i momentalnie znalazł się w pobliskim lesie. Rozejrzał się, by zapoznać się z otoczeniem. Od razu rozpoznał to miejsce. Niedaleko stamtąd znajdowało się małe jeziorko, do którego zmierzał. Cały jego urok polegał na tym, że nikt o nim nie wiedział. Loki mógł zawsze usiąść przy brzegu i myśleć. Nikt nie zakłócał jego ciszy. Nikt mu nie przeszkadzał. Nikt się z niego nie wyśmiewał. To był jego mały raj.
Im bardziej się zbliżał do zbiornika wodnego, tym wyraźniejszy był odgłos szlochu. Czyżby jednak, ktoś poza nim samym znał to miejsce? Jedno jest pewne. Musiał sprawdzić kto to i dlaczego płacze.
Wdrapał się na pobliskie drzewo, co przyszło mu z trudem, jako, iż jego sprawność fizyczna nie była na wysokim poziomie i zaczął przyglądać się smutnej postaci. Była to zrozpaczona blondynka, której włosy pięknie lśniły w odcieniu platyny. Obraz psuł jej ubiór. Poszarpana, brudna sukienka, doskonale oddająca emocje właścicielki.
Loki chciał się przyjrzeć jej twarzy, lecz gdy się nachylił by to zrobić, gałąź drzewa nie wytrzymała jego ciężaru i pękła, wrzucają księcia do wody z głośnym chlupnięciem.
Dziewczyna momentalnie przestała szlochać i szybko złapała najbliższy przedmiot. W tym wypadku patyk, którym wycelowała w stronę hałasu.
- Kto tu jest? Pokaż się. Wyjdź z uniesionymi rękoma.
Była cała roztrzęsiona, a jej głos wibrował. Żaden złoczyńca nie wziąłby jej na poważnie, jednak Loki wiedział, że wykonanie JEJ poleceń może być jedyną szansą na ujrzenie JEJ twarzy. Ale od kiedy to on się słucha jakichś nieznanych dziewczyn?
Wynurzył głowę spod wody i przyglądał się blondynce. Miała łagodne rysy twarzy, wielkie, podpuchnięte od płaczu oczy i pełne usta. Po policzkach płynęły jeszcze słone kropelki.
- Podnieś ręce! - krzyknęła.
- Jeśli to zrobię, to pójdę na dno. Wybierając utonięcie, albo zadziobanie patyczkiem, wybieram patyk.
Zażenowana dziewczyna odrzuciła "broń" na bok i spuściła głowę.
-Wybacz. Myślałam, że to... Nie ważne. - Rozpoczęła się nowa fala łez.
- Hej, nie płacz. - Loki szybko opuścił jeziorko. - Co się stało?
- Ni... Nic, co powinno cię interesować -odparła.
- Ja chcę tylko pomóc. Nie często wpadam na takie piękne dziewczyny, tym bardziej zapłakane. Spójrz. Dla ciebie nawet wpadłem do wody by sprawdzić, co cię dręczy. - Rozłożył szeroko ręce, pozwalając swobodnie spadać kroplom wody. Blondwłosa spojrzała na niego z ukosa i przegryzła wargę. Dostrzegając przyjazny uśmiech Lokiego przełamała, rozpoczynając swą historię.
- A więc, dziś dowiedziałam się, że moi rodzice... nie żyją. Polegli na wojnie, a ja zostałam całkiem sama. Nie mam gdzie się podziać, ani co zjeść. Jeszcze, jak zobaczyłam ich zakrwawione ciała to... - Oczy dziewczyny zaszły łzami, które rozpoczęły wyścig na jej różanych policzkach. Loki odczuł w tamtej chwili impuls i przytulił blondynkę. Ta nie protestowała. Wtuliła się w jego tors i nie przedostawała płakać.
Trwali tak długo, aż w końcu dziewczynie zrobiło się głupio z zaistniałej sytuacji. Właśnie moczyła ubranie nieznajomego chłopaka, który wpadł do jeziora. Coś jej nagle zawitało w głowie.
-Czemu nie jesteś mokry? – zapytała gwałtownie się od niego odrywając.
- Magia -odparł z uśmiechem. - Uczę się starożytnej sztuki czarów niemalże od kołyski. Jest to moje hobby i pasja. - Oczy blondynki rozbłysły.
- Zawsze podziwiałam magów. Tyle czasu poświęcają nauce.
- Bo warto.
Wypowiedź dziewczyny zaskoczyła Lokiego. Damy zazwyczaj wolą wojowników. "Tych muskularnych matołów, którzy o Yggdrasilu wiedzą tyle, co nic", jak to często mówił. A tu proszę. Miła niespodzianka.
- Jak się nazywasz? - To pytanie ciekawiło księcia jakiś czas. Chciał się zwracać do nowopoznanej po imieniu, a ciężko jest to robić, nie znając go. W odpowiedzi otrzymał niepewne spojrzenie, jednak delikatny uśmiech pomógł mu osiągnąć sukces.
-Ja... Jestem Sygin.
-Miło mi cię poznać. -Ucałował jej dłoń. - Powiedz mi, Sygin, jak znalazłaś to miejsce?
Ciekawość Lokiego zaprowadzi go kiedyś do Helheimu. Spowodował nowy wybuch płaczu blondwłosej.
- Hej, co się stało? Wybacz, jeśli cię uraziłam. Nie miałem takiego zamiaru.
- Nie, to nie twoja wina, tylko... - westchnęła. - Uciekałam z domu. Przez to, że... Że oni... Nie żyją, miałam iść pod opiekę takich wstrętnych pań. Ja nie... Ja już wolę być pożarta przez dzikie zwierzę, niż mieszkać z nimi.
- Nie pozwolę ci tu zostać. Mam pomysł. Zamieszkaj u mnie. Mój dom jest duży, nie będziesz nikomu przeszkadzać. Rodzice nawet nie odczują, że tam będziesz.
Ta odważna propozycja zaskoczyła Sygin. Za prawdę, powiadam wam, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Niczego się nie spodziewała, a już tym bardziej tego.
- Nie chcę robić kłopotu. Ja...
- I tak uciekłaś, czyż nie? Czy nie lepiej jest mieszkać w pałacu, niż być strawą dla jakiegoś bilgesznajpa czy trolla?
- W... W pałacu?! O Bogowie! Ty jesteś księciem! - krzyknęła. Gdy ona zaczęła panikować, on stał spokojnie przyglądając się wybuchowi paniki blondwłosej.
- Trafne spostrzeżenie.
- Na brodę Odyna… To znaczy twojego ojca. Spoufalałam się z księciem! Jesteś Thor?
- Nawet mnie do niego nie porównaj.
- Loki? O Bogowie, o Bogowie. O Bogowie! - Blondwłosa zaczęła nerwowo chodzić w kółko.
- Sygin, uspokój się. Jeśli nie chcesz by ktokolwiek się o tobie dowiedział, mogę cię ukryć u kucharek. Są bardzo miłe. Na pewno cię polubią, a jak ktoś do nich wejdzie, będziesz mogła udawać, że gotujesz. O komnatę się nie martw. Jest kilka nieużywanych, w których znajdują się również nieużywane szaty. Wszystko będzie dobrze.
Początkowo niepewna blondynka, po jeszcze kilku argumentach i uśmiechach Lokiego, przystała na jego propozycję. Uradowany książę złapał swą towarzyszkę za nadgarstek i razem pobiegli do pałacu. Loki wiedział, że przez bramę nie wejdą. Za dużo było tam strażników, którzy nie wiedzieli o jego ucieczce. Teleportacja dwuosobowa też odpadała, gdyż był to zbyt zaawansowany poziom czarów jak na Lokiego. Postanowili wejść od ogrodów. Po obu stronach muru rosły drzewa, które się stykały gałęziami. Spokojnie dało się po nich przejść, co niezbyt podobało się Wszechojcu. Dawno miały zostać ścięte, ale nie ma to czasem jak leniwa służba.
-Dobrze się wspinasz?
- Och, książę. Wierz mi lub nie, ale jestem mistrzynią chodzenia po drzewach.
- No to sprawdźmy twoje umiejętności.
Zaczęli się wspinać. Sygin rzeczywiście potrafiła to robić. Z każdej gałęzi przechodziła z rzadko spotykaną gracją, aż w końcu delikatnie opadła na ziemię w ogrodach królewskich. Jak była jeszcze na górze, Lokimu zdarzało się zaglądać jej pod sukienkę, za co był od razu karcony.
W przeciwieństwie do niej, Loki miał nie małe trudności ze spinaczką. W efekcie końcowym spadł z drzewa na cztery litery. Blondynka w pierwszej chwili była wystraszona, lecz gdy zobaczyła jak książę niezdarnie wstaje, a potem masuje obolałe miejsce z grymasem na twarzy, zaczęła chichotać. Ten spojrzał na nią spode łba i się uśmiechnął, wiedząc, że rozśmieszył dziewczynę.
- Czy coś cię bawi? - zapytał retorycznie, udając oburzonego.
- Nie, skądże. - odpowiedziała tłumiąc śmiech.
-Dobra, chodźmy. Na końcu ogrodów jest wejście do pałacu.
Ruszyli. Dla Lokiego był to zwyczajny spacer, jednak Sygin dech zapierał w piersi z każdym krokiem. Było tam tyle pięknych kwiatów i innych roślin. Każdy miał inną barwę, kształt, a nawet różnie się mieniły. Blondwłosa nigdy nie widziała takich pięknych gatunków, a już na pewno nie wszystkie w jednym miejscu, rozmieszczone przez wybitnego dekoratora.
Mimo tak wielu zachwycających roślin, największą uwagę Sygin przykuła stara, prosta fontanna. Miała wiele uszczerbków, a jej kolor już dawno wyblakł, jednak blondwłosa była nią zachwycona. Podeszła bliżej. Nasłuchiwała szumu wody z zamkniętymi oczami. Okrążyła ją, opuszkami palców jeżdżąc po jej powierzchni, aż w końcu zdecydowała się włożyć rękę do idealnie chłodnej wody i zmoczyć swoją twarz. Usiadła na niej.
Loki uważnie przyglądał się dziewczynie. Nie mógł zrozumieć jak coś tak zwyczajnego, mogło jej sprawić tyle radości.
- Podoba ci się?
- Jest niesamowita. - Otworzyła oczy. - Na pewno wysłuchała już wielu historii.
-Z pewnością. - Przysiadł się do niej. -Wiesz, jesteś niesamowita. Inne dziewczyny nawet by na nią nie spojrzały. Wolą jakieś błyskotki, a... - Przerwała mu.
- W błyszczących rzeczach nie ma nic ciekawego. Tylko błyszczą. A rzeczy stare, och... Kryją w sobie tajemnice, które aż chce się poznać. A ty? Nigdy nie interesowały cię przedmioty starsze od ciebie?
- Mnie? - Pokiwała zachęcająco głową. - No cóż, ja kocham książki. Szczególnie księgi zaklęć. Im są starsze, tym ciekawsze i rzadziej spotykane zaklęcie są w nich zapisane. Często siedzę w swojej komnacie i przeglądam uważnie wszystkie strony, wdycham ich zapach, delikatnie dotykam chropowatych kartek myśląc kto je napisał.
- Więc mnie rozumiesz.
Sygin spojrzała na Lokiego z delikatnym uśmiechem na twarzy, a on go odwzajemnił. Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie. Młody książę spoważniał i gwałtownie wstał z fontanny.
- Pora iść. Chyba nie chcesz by ktoś nas zobaczył.
- Masz rację. - Uśmiech zmienił się w smutny grymas, jednak się z nim zgadzała. Wznowili marsz.
Docierając do wejścia na zamek, książę wskazał dziewczynie ruchem ręki, by przystanęła. Posłusznie wykonała polecenia, a on sam wyjrzał zza kolumny by sprawdzić, czy nikt nie idzie. Jego obawy były słuszne. Na korytarzu dopatrzył się Thora z jego przyjaciółmi. Udając, że ich nie zauważył, chciał odejść w głąb ogrodów. Nie udało się.
-Loki! Chodź tu! Gdzie się podziałeś po toaście ojca?
- Może wyda ci się to dziwne Thorze, ale wśród ludzi czuję się niekomfortowo, więc wyszedłem się przewietrzyć.
Całe zgromadzenie zaczęło się śmiać, jednak młodszy z braci zachował kamienny wyraz twarzy.
- To stąd się wzięło twoje upodobanie do książek. Zastępują ci kolegów. - Kolejny wybuch śmiechu zgromadzonych.
- Książki są przynajmniej od was mądrzejsze. A tak właściwie wam też by się czasem przydało czytanie, zamiast biegania z tymi idiotycznymi mieczami. Wtedy nie uderzalibyście przeciwników byle jak i byle gdzie, oby tylko zabolało, a nauczylibyście się czegoś i stworzylibyście strategię, dzięki której wasz wróg padłby po kilku ciosach.
Wypowiedź zielonookiego zanudziła resztę. Przewracali oczami i mamrotali "A on znowu swoje". On zaś, przybrał triumfalny uśmieszek i czekał, aż zgromadzenie się rozejdzie.
- No ten, tego, to my się już będziemy zbierać. - Thor zakłopotany drapał się w tył głowy. - Pokaż się jeszcze ojcu, bo znów ci się oberwie za aspołeczność.
- O mnie się nie martw, bracie. Żegnaj. - Loki patrzył jak jego znajomi odchodzą i wrócił do Sygin ukrytej w krzakach. - Droga wolna - szepnął.
- Coś nie tryskacie do siebie sympatią.
- Ech, banda półgłówków. Nie ma co na nich tracić czasu. A teraz lepiej szybko iść do kuchni, bo spotkamy jeszcze kogoś i będzie katastrofa.
- Dobry pomysł.
Zaczęli biec. Książę oczywiście prowadził. Co chwila patrzył czy nikogo nie ma, aż w końcu dotarli do kuchni. Loki wszedł pierwszy, by wyjaśnić wszystko kucharkom, zostawiając blondwłosą przed drzwiami. Miała ona pewne obawy. "A co jeśli każą mi odejść? Co jeśli uznają mnie za nic nie wartą wieśniaczkę?".
Po paru minutach niepokoju, książę wyszedł otoczony piątką dorosłych kobiet w różnym wieku.
-Oto ona - powiedział wskazując Sygin.
- Och, bidulko. Nie martw się, zaopiekujemy się tobą. – Najstarsza kucharka złapała ją pod ramię.
- Właśnie.
- Będziesz tu miała jak w domu – oświadczyła uradowana brunetka.
- Spójrzcie na nią. Jaka chuda – stwierdziła jedna, pokazując wszystkim wychudzoną rękę Sygin. Wywołało to niemy szok na twarzy blondwłosej, któremu zawtórował cichy chichot księcia.
- A ta jej sukienka.
Kucharki zaczęły się przekrzykiwać, a na końcu wciągnęły blondynkę do swojego pomieszczenia. Sygin zdążyła zadać Lokimu ostatnie pytanie, będąc szczęśliwą, że jej obawy się nie sprawdziły.
-Dlaczego mi pomagasz? - Ten się uśmiechnął i rzekł:
- Bo jesteś wyjątkowa. - Odwzajemniła uśmiech i nie będąc pewną, czy książę ją usłyszy, odpowiedziała.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko.

Początki


Witam wszystkich serdecznie! (Poss mi kazała napisać "Dzień dobry" ale ja będę ambitniejsza XD) Razem z Possessed mam zaszczyt, jak i nieopisaną przyjemność zaprezentować Wam historię, będącą połączeniem naszych dwóch różnych, pokręconych i czasem nawet szurniętych wyobraźni. Opowieść, jak to w naszym zwyczaju, będzie opowiadać o losach Lokiego (cóż za niespodzianka XD). Ale, ale, ale! Nie będzie on jedynym bohaterem pierwszoplanowym! Tururu rum! Brawa dla Sygin!
Nie pamiętam już, co nas natchnęło, jednak podjęłyśmy się zadaniu, by zrealizować ten pomysł. I powiem Wam, że jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Nie wiele znalazłam opowieści po polsku, w których gościła nasza kochana Bogini Wierności. Na oko było ich ze dwie. Od dziś będą trzy XD
Chcę też zaznaczyć, że połączenie mnie i Poss, jako autorki jednej historii może być tragiczne w skutkach XD
No cóż, zobaczymy co przyszłość przyniesie, a jak na razie życzę miłego czytania ^^


_______________________________

Vuotias hello everyone! (fiński bardzo)
Tak więc, blog ten założony został przez wspaniałą, utalentowaną i niezwykłą pisarkę, Vivilet, no i mnie, trochę mniej wspaniałą, ale dzielnie walczącą amatorkę, Poss. Nie mam pojęcia, która z nas wpadła na genialny pomysł napisania wspólnego ficka, ale mam nadzieję, że nie postanowimy miotnąć nim o ziemię, po tygodniu prowadzenia wspólnego bloga. Tak samo chciałabym głęboko wierzyć, że wyjdzie nam całkiem znośne opowiadanko.
Z przyczyn mi niewiadomych, Viv woli bym sama publikowała co trzeba, jednak wszystkie lepsze rozdziały napisane są przez nią (lub napisane dopiero zostaną). 
W każdym razie, część rozdziałów jest Viv, część moja. Zastanawia mnie, czy domyślicie się, które rozdziały spod czyjego pióra wyszły (pióra, długopisu, klawiatury. Mikä tahansa.). ;)
Co więcej napisać, enjoy.