poniedziałek, 19 stycznia 2015

Prolog

Wojna dobiegła końca. Każdy zakątek Wiecznej Krainy rozbrzmiewał wiwatami i okrzykami radosnych Asgardczyków pod wpływem alkoholu. Uczty trwały dniami i nocami. Gdy jedna dobiegała końca, druga się zaczynała.
Lecz dziś miało odbyć się przyjęcie największe ze wszystkich. Przyjęcie w pałacu, wyprawione przez samego Odyna Wszechojca.
Służba ledwo się wyrabiała. Uczty królewskiej pary zawsze były huczne i dopracowane pod każdym względem. Stoły uginały się od nadmiaru rozmaitych potraw. Sale biły po oczach swymi zdobieniami i dekoracjami. Drzwi pękały od beczek z winem i piwem na dziś wieczór.
Mimo pracy włożonej do tej pory, jeszcze wiele zostało do zrobienia. Cała służba urabiała się po łokcie, by każdy, kto tu przyjdzie, czuł się doskonale.
Jednak w pałacu dało się też znaleźć cichsze miejsca, niedotknięte hukiem przygotowań, a mianowicie królewskie komnaty.
Odyn i Frigga, władcy Asgardu, przywdziewali właśnie swe odświętne szaty, a ich synowie bojowali się ze swymi nowymi zbrojami. Byli od siebie tak różni jak ogień i woda. Nikt, kto ich nie znał, nie posądziłby ich o braterstwo krwi.
Thor, starszy z rodzeństwa, miał bujną, blond czuprynę. Marzył o prawdziwej walce, a każdą napotkaną bójkę oglądał z zapałem swoimi niebieskimi jak niebo oczami. Młodszy zaś, Loki, wolał samotność z rozmaitymi księgami i książkami. Cerę miał nienaturalnie bladą, z którą kontrastowały czarne jak noc włosy, równo zaczesane do tyłu, oraz piękne, szmaragdowe oczy. Wiele pięknych dam ubiegało się, o choć jedno spojrzenie tych ciemnych tęczówek, lecz niewiele z nich odniosło sukces. Różnił się od wszystkich młodzieńców w jego wieku, gdyż nie interesowały go walki. On wolał kształcić swój umysł i umiejętność czarów, gdy reszta chłopców siedziała z mieczami na arenach.
Kolejną różniącą braci rzeczą, był stosunek do uczt. Thor od rana skakał z radości na wieści o przyjęciu. Kochał pić, przebywać z innymi i po cichu liczył na małą zadymę. Jednak Loki, jak na samotnika przystało, wcale zadowolony nie był. Najlepiej zostałby w swojej komnacie przez całą noc. Niestety, królewska etykieta, wymagała jego obecności. Musiał się silić na sztuczne uśmiechy, miłe słówka i witanie z każdym gościem.
&&&
- Witam wszystkich obecnych. Dziś świętujemy bardzo ważne wydarzenie. Koniec wojen z mieszkańcami Wanaheimu! - W sali rozległy się wiwaty. Każdy miał doskonały humor i ochotę na zabawę. - Nie przedłużając, zapraszam do ucztowania. Czas się radować nadchodzącym pokojem.
Po przemówieniu władcy, biesiadnicy zajęli się własnymi sprawami. Jedni się najadali za wsze czasy, inni pili, a jeszcze inni tańczyli, z jednym wyjątkiem, który stanowił młody książę. Ten szukał tylko okazji na ucieczkę. Nie cieszyła go wizja spędzenia reszty swego czasu wśród żadnych krwi wojowników.
Gdy jego rodzice i niańki chwilowo były zajęte, ten uciekł z sali z własnym planem. Ile tchu w płucach, pobiegł do swojej komnaty i ściągnął ciężkie żelastwo. Przeszkadzałoby tylko w skradaniu się. Przywdział czarne skóry i skierował swe kroki do wyjścia z pałacu, uważając, by nikt go nie nakrył. Przy bramach stały straże, więc postanowił na ten krótki odcinek się teleportować. Oczywiście, mógł to zrobić od razu, ale tak nie byłoby zabawy. Poza tym, to zaklęcie wymagało niezwykle dużo mocy, która byłaby mu potrzebna przy ewentualnym zagrożeniu.
Wypowiedział odpowiednią inkantację i momentalnie znalazł się w pobliskim lesie. Rozejrzał się, by zapoznać się z otoczeniem. Od razu rozpoznał to miejsce. Niedaleko stamtąd znajdowało się małe jeziorko, do którego zmierzał. Cały jego urok polegał na tym, że nikt o nim nie wiedział. Loki mógł zawsze usiąść przy brzegu i myśleć. Nikt nie zakłócał jego ciszy. Nikt mu nie przeszkadzał. Nikt się z niego nie wyśmiewał. To był jego mały raj.
Im bardziej się zbliżał do zbiornika wodnego, tym wyraźniejszy był odgłos szlochu. Czyżby jednak, ktoś poza nim samym znał to miejsce? Jedno jest pewne. Musiał sprawdzić kto to i dlaczego płacze.
Wdrapał się na pobliskie drzewo, co przyszło mu z trudem, jako, iż jego sprawność fizyczna nie była na wysokim poziomie i zaczął przyglądać się smutnej postaci. Była to zrozpaczona blondynka, której włosy pięknie lśniły w odcieniu platyny. Obraz psuł jej ubiór. Poszarpana, brudna sukienka, doskonale oddająca emocje właścicielki.
Loki chciał się przyjrzeć jej twarzy, lecz gdy się nachylił by to zrobić, gałąź drzewa nie wytrzymała jego ciężaru i pękła, wrzucają księcia do wody z głośnym chlupnięciem.
Dziewczyna momentalnie przestała szlochać i szybko złapała najbliższy przedmiot. W tym wypadku patyk, którym wycelowała w stronę hałasu.
- Kto tu jest? Pokaż się. Wyjdź z uniesionymi rękoma.
Była cała roztrzęsiona, a jej głos wibrował. Żaden złoczyńca nie wziąłby jej na poważnie, jednak Loki wiedział, że wykonanie JEJ poleceń może być jedyną szansą na ujrzenie JEJ twarzy. Ale od kiedy to on się słucha jakichś nieznanych dziewczyn?
Wynurzył głowę spod wody i przyglądał się blondynce. Miała łagodne rysy twarzy, wielkie, podpuchnięte od płaczu oczy i pełne usta. Po policzkach płynęły jeszcze słone kropelki.
- Podnieś ręce! - krzyknęła.
- Jeśli to zrobię, to pójdę na dno. Wybierając utonięcie, albo zadziobanie patyczkiem, wybieram patyk.
Zażenowana dziewczyna odrzuciła "broń" na bok i spuściła głowę.
-Wybacz. Myślałam, że to... Nie ważne. - Rozpoczęła się nowa fala łez.
- Hej, nie płacz. - Loki szybko opuścił jeziorko. - Co się stało?
- Ni... Nic, co powinno cię interesować -odparła.
- Ja chcę tylko pomóc. Nie często wpadam na takie piękne dziewczyny, tym bardziej zapłakane. Spójrz. Dla ciebie nawet wpadłem do wody by sprawdzić, co cię dręczy. - Rozłożył szeroko ręce, pozwalając swobodnie spadać kroplom wody. Blondwłosa spojrzała na niego z ukosa i przegryzła wargę. Dostrzegając przyjazny uśmiech Lokiego przełamała, rozpoczynając swą historię.
- A więc, dziś dowiedziałam się, że moi rodzice... nie żyją. Polegli na wojnie, a ja zostałam całkiem sama. Nie mam gdzie się podziać, ani co zjeść. Jeszcze, jak zobaczyłam ich zakrwawione ciała to... - Oczy dziewczyny zaszły łzami, które rozpoczęły wyścig na jej różanych policzkach. Loki odczuł w tamtej chwili impuls i przytulił blondynkę. Ta nie protestowała. Wtuliła się w jego tors i nie przedostawała płakać.
Trwali tak długo, aż w końcu dziewczynie zrobiło się głupio z zaistniałej sytuacji. Właśnie moczyła ubranie nieznajomego chłopaka, który wpadł do jeziora. Coś jej nagle zawitało w głowie.
-Czemu nie jesteś mokry? – zapytała gwałtownie się od niego odrywając.
- Magia -odparł z uśmiechem. - Uczę się starożytnej sztuki czarów niemalże od kołyski. Jest to moje hobby i pasja. - Oczy blondynki rozbłysły.
- Zawsze podziwiałam magów. Tyle czasu poświęcają nauce.
- Bo warto.
Wypowiedź dziewczyny zaskoczyła Lokiego. Damy zazwyczaj wolą wojowników. "Tych muskularnych matołów, którzy o Yggdrasilu wiedzą tyle, co nic", jak to często mówił. A tu proszę. Miła niespodzianka.
- Jak się nazywasz? - To pytanie ciekawiło księcia jakiś czas. Chciał się zwracać do nowopoznanej po imieniu, a ciężko jest to robić, nie znając go. W odpowiedzi otrzymał niepewne spojrzenie, jednak delikatny uśmiech pomógł mu osiągnąć sukces.
-Ja... Jestem Sygin.
-Miło mi cię poznać. -Ucałował jej dłoń. - Powiedz mi, Sygin, jak znalazłaś to miejsce?
Ciekawość Lokiego zaprowadzi go kiedyś do Helheimu. Spowodował nowy wybuch płaczu blondwłosej.
- Hej, co się stało? Wybacz, jeśli cię uraziłam. Nie miałem takiego zamiaru.
- Nie, to nie twoja wina, tylko... - westchnęła. - Uciekałam z domu. Przez to, że... Że oni... Nie żyją, miałam iść pod opiekę takich wstrętnych pań. Ja nie... Ja już wolę być pożarta przez dzikie zwierzę, niż mieszkać z nimi.
- Nie pozwolę ci tu zostać. Mam pomysł. Zamieszkaj u mnie. Mój dom jest duży, nie będziesz nikomu przeszkadzać. Rodzice nawet nie odczują, że tam będziesz.
Ta odważna propozycja zaskoczyła Sygin. Za prawdę, powiadam wam, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Niczego się nie spodziewała, a już tym bardziej tego.
- Nie chcę robić kłopotu. Ja...
- I tak uciekłaś, czyż nie? Czy nie lepiej jest mieszkać w pałacu, niż być strawą dla jakiegoś bilgesznajpa czy trolla?
- W... W pałacu?! O Bogowie! Ty jesteś księciem! - krzyknęła. Gdy ona zaczęła panikować, on stał spokojnie przyglądając się wybuchowi paniki blondwłosej.
- Trafne spostrzeżenie.
- Na brodę Odyna… To znaczy twojego ojca. Spoufalałam się z księciem! Jesteś Thor?
- Nawet mnie do niego nie porównaj.
- Loki? O Bogowie, o Bogowie. O Bogowie! - Blondwłosa zaczęła nerwowo chodzić w kółko.
- Sygin, uspokój się. Jeśli nie chcesz by ktokolwiek się o tobie dowiedział, mogę cię ukryć u kucharek. Są bardzo miłe. Na pewno cię polubią, a jak ktoś do nich wejdzie, będziesz mogła udawać, że gotujesz. O komnatę się nie martw. Jest kilka nieużywanych, w których znajdują się również nieużywane szaty. Wszystko będzie dobrze.
Początkowo niepewna blondynka, po jeszcze kilku argumentach i uśmiechach Lokiego, przystała na jego propozycję. Uradowany książę złapał swą towarzyszkę za nadgarstek i razem pobiegli do pałacu. Loki wiedział, że przez bramę nie wejdą. Za dużo było tam strażników, którzy nie wiedzieli o jego ucieczce. Teleportacja dwuosobowa też odpadała, gdyż był to zbyt zaawansowany poziom czarów jak na Lokiego. Postanowili wejść od ogrodów. Po obu stronach muru rosły drzewa, które się stykały gałęziami. Spokojnie dało się po nich przejść, co niezbyt podobało się Wszechojcu. Dawno miały zostać ścięte, ale nie ma to czasem jak leniwa służba.
-Dobrze się wspinasz?
- Och, książę. Wierz mi lub nie, ale jestem mistrzynią chodzenia po drzewach.
- No to sprawdźmy twoje umiejętności.
Zaczęli się wspinać. Sygin rzeczywiście potrafiła to robić. Z każdej gałęzi przechodziła z rzadko spotykaną gracją, aż w końcu delikatnie opadła na ziemię w ogrodach królewskich. Jak była jeszcze na górze, Lokimu zdarzało się zaglądać jej pod sukienkę, za co był od razu karcony.
W przeciwieństwie do niej, Loki miał nie małe trudności ze spinaczką. W efekcie końcowym spadł z drzewa na cztery litery. Blondynka w pierwszej chwili była wystraszona, lecz gdy zobaczyła jak książę niezdarnie wstaje, a potem masuje obolałe miejsce z grymasem na twarzy, zaczęła chichotać. Ten spojrzał na nią spode łba i się uśmiechnął, wiedząc, że rozśmieszył dziewczynę.
- Czy coś cię bawi? - zapytał retorycznie, udając oburzonego.
- Nie, skądże. - odpowiedziała tłumiąc śmiech.
-Dobra, chodźmy. Na końcu ogrodów jest wejście do pałacu.
Ruszyli. Dla Lokiego był to zwyczajny spacer, jednak Sygin dech zapierał w piersi z każdym krokiem. Było tam tyle pięknych kwiatów i innych roślin. Każdy miał inną barwę, kształt, a nawet różnie się mieniły. Blondwłosa nigdy nie widziała takich pięknych gatunków, a już na pewno nie wszystkie w jednym miejscu, rozmieszczone przez wybitnego dekoratora.
Mimo tak wielu zachwycających roślin, największą uwagę Sygin przykuła stara, prosta fontanna. Miała wiele uszczerbków, a jej kolor już dawno wyblakł, jednak blondwłosa była nią zachwycona. Podeszła bliżej. Nasłuchiwała szumu wody z zamkniętymi oczami. Okrążyła ją, opuszkami palców jeżdżąc po jej powierzchni, aż w końcu zdecydowała się włożyć rękę do idealnie chłodnej wody i zmoczyć swoją twarz. Usiadła na niej.
Loki uważnie przyglądał się dziewczynie. Nie mógł zrozumieć jak coś tak zwyczajnego, mogło jej sprawić tyle radości.
- Podoba ci się?
- Jest niesamowita. - Otworzyła oczy. - Na pewno wysłuchała już wielu historii.
-Z pewnością. - Przysiadł się do niej. -Wiesz, jesteś niesamowita. Inne dziewczyny nawet by na nią nie spojrzały. Wolą jakieś błyskotki, a... - Przerwała mu.
- W błyszczących rzeczach nie ma nic ciekawego. Tylko błyszczą. A rzeczy stare, och... Kryją w sobie tajemnice, które aż chce się poznać. A ty? Nigdy nie interesowały cię przedmioty starsze od ciebie?
- Mnie? - Pokiwała zachęcająco głową. - No cóż, ja kocham książki. Szczególnie księgi zaklęć. Im są starsze, tym ciekawsze i rzadziej spotykane zaklęcie są w nich zapisane. Często siedzę w swojej komnacie i przeglądam uważnie wszystkie strony, wdycham ich zapach, delikatnie dotykam chropowatych kartek myśląc kto je napisał.
- Więc mnie rozumiesz.
Sygin spojrzała na Lokiego z delikatnym uśmiechem na twarzy, a on go odwzajemnił. Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie. Młody książę spoważniał i gwałtownie wstał z fontanny.
- Pora iść. Chyba nie chcesz by ktoś nas zobaczył.
- Masz rację. - Uśmiech zmienił się w smutny grymas, jednak się z nim zgadzała. Wznowili marsz.
Docierając do wejścia na zamek, książę wskazał dziewczynie ruchem ręki, by przystanęła. Posłusznie wykonała polecenia, a on sam wyjrzał zza kolumny by sprawdzić, czy nikt nie idzie. Jego obawy były słuszne. Na korytarzu dopatrzył się Thora z jego przyjaciółmi. Udając, że ich nie zauważył, chciał odejść w głąb ogrodów. Nie udało się.
-Loki! Chodź tu! Gdzie się podziałeś po toaście ojca?
- Może wyda ci się to dziwne Thorze, ale wśród ludzi czuję się niekomfortowo, więc wyszedłem się przewietrzyć.
Całe zgromadzenie zaczęło się śmiać, jednak młodszy z braci zachował kamienny wyraz twarzy.
- To stąd się wzięło twoje upodobanie do książek. Zastępują ci kolegów. - Kolejny wybuch śmiechu zgromadzonych.
- Książki są przynajmniej od was mądrzejsze. A tak właściwie wam też by się czasem przydało czytanie, zamiast biegania z tymi idiotycznymi mieczami. Wtedy nie uderzalibyście przeciwników byle jak i byle gdzie, oby tylko zabolało, a nauczylibyście się czegoś i stworzylibyście strategię, dzięki której wasz wróg padłby po kilku ciosach.
Wypowiedź zielonookiego zanudziła resztę. Przewracali oczami i mamrotali "A on znowu swoje". On zaś, przybrał triumfalny uśmieszek i czekał, aż zgromadzenie się rozejdzie.
- No ten, tego, to my się już będziemy zbierać. - Thor zakłopotany drapał się w tył głowy. - Pokaż się jeszcze ojcu, bo znów ci się oberwie za aspołeczność.
- O mnie się nie martw, bracie. Żegnaj. - Loki patrzył jak jego znajomi odchodzą i wrócił do Sygin ukrytej w krzakach. - Droga wolna - szepnął.
- Coś nie tryskacie do siebie sympatią.
- Ech, banda półgłówków. Nie ma co na nich tracić czasu. A teraz lepiej szybko iść do kuchni, bo spotkamy jeszcze kogoś i będzie katastrofa.
- Dobry pomysł.
Zaczęli biec. Książę oczywiście prowadził. Co chwila patrzył czy nikogo nie ma, aż w końcu dotarli do kuchni. Loki wszedł pierwszy, by wyjaśnić wszystko kucharkom, zostawiając blondwłosą przed drzwiami. Miała ona pewne obawy. "A co jeśli każą mi odejść? Co jeśli uznają mnie za nic nie wartą wieśniaczkę?".
Po paru minutach niepokoju, książę wyszedł otoczony piątką dorosłych kobiet w różnym wieku.
-Oto ona - powiedział wskazując Sygin.
- Och, bidulko. Nie martw się, zaopiekujemy się tobą. – Najstarsza kucharka złapała ją pod ramię.
- Właśnie.
- Będziesz tu miała jak w domu – oświadczyła uradowana brunetka.
- Spójrzcie na nią. Jaka chuda – stwierdziła jedna, pokazując wszystkim wychudzoną rękę Sygin. Wywołało to niemy szok na twarzy blondwłosej, któremu zawtórował cichy chichot księcia.
- A ta jej sukienka.
Kucharki zaczęły się przekrzykiwać, a na końcu wciągnęły blondynkę do swojego pomieszczenia. Sygin zdążyła zadać Lokimu ostatnie pytanie, będąc szczęśliwą, że jej obawy się nie sprawdziły.
-Dlaczego mi pomagasz? - Ten się uśmiechnął i rzekł:
- Bo jesteś wyjątkowa. - Odwzajemniła uśmiech i nie będąc pewną, czy książę ją usłyszy, odpowiedziała.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko.

7 komentarzy:

  1. Przecudowny i niesamowity prolog. Świetnie dopracowany i ach no kocham go :) dziewczyny jesteście wspaniałe. Czekam na szybki next

    komentarz krótki bo pisany na obozie w dodatku z telefonu. Informuje również ze powracam do mojego ff

    Wasz najdroższy *i skromny* Wiesiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Wiesiek <3
      Czekam z niecierpliwością na postępy w Twoim FF i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej ;)
      Pozdrawiam,
      Viv

      Usuń
  2. Świetnie się zapowiada... No.. no jestem ciekawa co dalej. Nie mogę się doczekać :D Mam nadzieję, że szybko wstawicie kolejny rozdział.
    Życzę weny.
    pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
  3. Zanim przejdę do komentowania prolog, mam takie... Osobiste (?) pytanie: wy zaziomowałyście się gdzieś tam w mieście/szkole itd., czy raczej poprzez blogi? Bo mnie to tak zaciekawiło.
    No, ale przechodząc do prologu:
    "Na brodę Odyna!" hehe, skądś znam ten tekst... :D.
    Cztery litery? Hmm... PUPA :P. Przepraszam, przez moją (starszą!) siostrę jestem trochę dziecinna, haha xD.
    Relacja między Sigyn, a Loki, ładnie opisana, podoba mi się jego stosunek do tych "wojaczków" (tylko, no... Eee... Ja też bym chciała i czarować i walczyć bronią :P).
    No, a po przeczytaniu wstępu, będę się bawić w zgadywanki :D. Początek pisała Poss, co do drugiej części pewna nie jestem... Viv? Albo na zmianę pisałyście. Gdzieś widziałam mały błąd, chyba jak Sigyn już poznała się z Lokim, ale, no... Skleroza.
    Pozdrawiam,
    Death.
    Dodałyście rozdział, a dopiero Prolog przeczytałam :O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznałyśmy się na forum, ale dłużej by mówić...
      A co do zgadywanek, to nie zgadłaś, huehue xD

      Usuń
  4. Dopiero wpadłam na tego bloga. Widzę, że macie teraz jakieś małe perturbacje, ale jako, że sama historia jest przyjemna to skomentuję każdy rozdział. A yolo, odpowiecie jak będziecie znowu złożone do kupy.
    Po pierwsze, wydaje mi się, że parzyste rozdziały pisze jedna, nieparzyste druga. Wydaje mi się też, po przeczytaniu wszystkiego, że nieparzyste pisze Poss.
    Ten prolog jest słaby. Po prostu. Słownictwo jest ubogie i zdaje mi się, że autorka usilnie próbowała używać jakiegoś takiego wyniosłego języka. No i dziwne wstawki, które chyba miały być śmieszne.
    Nie chce, żebyście brały to do siebie, po prostu, mówię co uważam. Nie obrażę się, jeśli usuniecie ten komentarz.
    Pozdrawiam ciepło,
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :)
    (to Twój drugi blog, więc chyba mogę tak zrobić, nie?)

    OdpowiedzUsuń