wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział I


Żadna istota, na którą nie spadła łaska wizyty w pałacu, nie byłaby w stanie wyobrazić sobie przepychu, zbytku i blasku tamtejszych sal biesiadnych. Kryształowe żyrandole, niczym lśniące stalaktyty  zwisały z sufitów, mieniąc się światłem najjaśniejszych z księżycy co noc wschodzących na Asgardzkie niebo, w złotej zastawie, co wieczór czyszczonej po hucznych zabawach, zawsze ustawionej na stołach, w razie niespodziewanej okazji do biesiad, można było przejrzeć jak w lustrze. 
Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden oddech powietrzem przesiąkniętym zapachem starego złota, by wiedzieć, że Wszechojciec lubił obnosić się ze swą potęgą. Jednak na Sygin ogrom bogactw nie robił już najmniejszego wrażenia. Dni, miesiące, lata spędzone na polerowaniu podłóg i sztućców, znieczuliły ją na urok pałacu. Tak, czy siak jej głowę zaprzątały inne problemy, ważniejsze od ładnych ozdób. Pieniądze na przykład. Pieniądze, po to, by wreszcie wyrwać się ze śmierdzącej kuchni.
Przez myśl najczęściej przemykały jej listy gończe, coraz częściej rozwieszane po pałacu, w akcie desperacji. Nie była może wielkim wojownikiem, ale znała się na ludziach, a to najpotrzebniejsza umiejętność w łapaniu przestępców. Rozmyślania przerwały jej odgłos kroków echem odbijający się od ścian sali. Cóż, w plątaninie korytarzy trudno stwierdzić skąd pochodzi odgłos, niosący się po całym labiryncie, jednak Sygin, frunąc na skrzydłach zgubnej ciekawości, z gracją baletnicy przeskoczyła nad wiadrem z wodą do czyszczenia podłóg i wymknęła się ze zbiorowej sali, unikając czujnego wzroku przełożonej pałacowych sprzątaczek. Słońce już dawno zaszło, ostatnimi ze swoich promieni zdążywszy jeszcze nagrzać lampy solarne w ogrodach, a księżyce schowane były za chmurami, jednak zapalanie świec na żyrandolach zajęłoby zbyt dużo czasu, w którym kroki mogłyby umilknąć.  Tak więc dziewczyna, nie czekając aż wzrok przyzwyczai jej się do mroku, ruszyła, tak jak podpowiadał jej słuch. Nie musiała jednak za długo maszerować w ciemności, nim natknęła się na źródło odgłosów. Postawny, barczysty mężczyzna, oświetlając sobie drogę lampą oliwną, mknął korytarzami z głową zadartą tak wysoko, że jedyną dostrzegalną częścią jego twarzy były dwie, czarne dziurki na wielkim, orlim nosie.  Wpatrując się chwilę w ten obrazek, Sygin wybuchła w końcu gromkim śmiechem. Jakżeby inaczej, bufon przekazujący Wszechojcu jakąś szalenie ważną informację.
-Jaką to wiadomość niesiesz towarzyszu?-siliła się na poważny ton, jednak mina obruszonego posłańca, wywoływała u niej, wciąż dzielnie tłumione, fale śmiechu. Mężczyzna zamlaskał zniesmaczony, w końcu jednak rzekł
-Masz szczęście, że Odyn dowiedział się już wszystkiego, inaczej musiałbym zgłosić, że utrudniasz mi w wykonywaniu pracy.-dziewczyna kiwnęła głową, na znak, iż rozumie powagę sytuacji, jednak uśmiech nie znikał jej z twarzy-Ucieczka więźnia nie jest tematem  do żartów.-zesztywniała jak porażona.
Każdy z zamkniętych mógł uciec, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jednak wewnątrz czaszki  kołatała jej ciągle jedna myśl. Chłopak, którego spotkała tylko raz w życiu, który miał już wiele lat by o niej zapomnieć. Loki. 
* * *
W nikłym blasku księżyca sylwetka Kłamcy, przycupniętego na wchodzącym w wodę pniu, wyglądała tajemniczo, magicznie. I złowrogo, niczym gobelin, zgarbiony na dachu, kamiennymi oczami  przyglądając się każdemu, kto choćby próbuje przedostać się przez bramę, której strzeże. Sygin wiedziała, że tu go znajdzie. Twierdzą, że ludzie się zmieniają, ale to nie prawda. Nawet, kiedy jakaś cząstka nas umiera, nawyki pozostają, jeśli się z nimi nie walczy. A po co walczyć z nawykiem odwiedzania leśnego stawu? Stała tuż za nim, jednak on jej nie słyszał, zdawał się tkwić pogrążony we własnym świecie. Mając nadzieję, że zna się na anatomii czaszki na tyle, by nic nie uszkodzić, a obezwładnić Lokiego, schyliła się i sięgnęła po patyk leżący u jej stóp.  Liście cicho zaszeleściły, bóg zadrżał. Mięśnie spięły mu się, gdy powoli stanął na nogi, jednak nie odwracał się.
-Nie mów, że znów chcesz mnie zadziobać patyczkiem, Sygin.-warkną. Pień  zabujał się na wodzie, a Loki w jednej chwili znalazł się centymetr przed nią. Dziewczyna zamlaskała zdegustowana, mocniej ściskając kij w dłoni, jednak nie przesunęła się w tył ani o milimetr.-Czyżbym cię peszył?-mruknął. Znała się na ludziach, doskonale widziała, że był nieco zbyt pewny siebie. W głowie pojawił jej się pomysł, przypomniały jej się słowa Vasty, przybranej matki, jej anioła stróża, która jako jedyna z kucharek nie znudziła się opieką nad nastolatką po tygodniu.  A ładne nastolatki muszą wiedzieć jak się bronić w razie potrzeby. Wewnętrzną stroną dłoni w spód nosa, bardzo bolesne, bardzo skuteczne, daje czas na ucieczkę. Lub, jak w tym wypadku, inne działanie takie jak założenie kajdanki na lewą rękę Lokiego, a drugiej na własny nadgarstek. Czego się nie robi dla pieniędzy?
* * *
Pałacowa brama majaczyła w oddali, pocieszając przybyszów (w każdym razie jednego z nich) wizją czasu i możliwości ucieczki, jednak wejście dla kucharek, otwarte o każdej porze dnia i nocy, nieubłaganie zbliżając się do Lokiego i Sygin, burzyło te nadzieje.  Od początku pieszej  wędrówki, z ukrytego, leśnego stawu, do pałacu, Kłamca nie odezwał się ani słowem, jednak jego twarz, wykrzywiona w grymasie złości wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowo. Zawód, bezsilność, frustrację. Furię. Dziewczyna,  zasłaniając twarz kosmykami platynowych włosów, usilnie unikała jakiegokolwiek kontaktu ze szmaragdowymi tęczówkami. Słaba, była słaba, gdyby tylko spojrzała mu w oczy, dała przejrzeć się na wskroś, zobaczył by to. I wciąż mierząc ją wzrokiem kazałby jej go wypuścić, a ona by uległa. Odpięłaby kajdanki blokujące jego moc, a on by zniknął, bez słowa. Była słaba, ale znała się na ludziach.  Powoli przekroczyła próg drzwi kuchennych, a Loki zaraz za nią. Niech go diabli! Kontem oka widziała, jak z głową wysoko uniesioną maszeruje wymijając kucharki i sprzątaczki, z pogardą wymalowaną na twarzy.
-Czy mogłabyś przestać się tak wlec?-rzucił w końcu Kłamca, z ostentacją okazując irytację, wymachując nieskrępowaną dłonią w kierunku korytarza. Prychnąwszy cicho Sygin przyśpieszyła kroku, pokonując doskonale sobie znaną trasę do sali tronowej. Hebanowe, pozłacane drzwi, znajdowały się już na wyciągnięcie ręki. Kolejnym dowodem na samolubność Wszechojca były trzy sale tronowe, miast jednej, używane zależnie od pogody, a w każdej z nich swoje miejsce znalazła replika tronu Hliðskjálfu, stojącego w dusznym pomieszczeniu, gdzie przyjmowani byli najważniejsi goście. Dziewczyna zakołatała we wrota, doskonale jednak zdając sobie sprawę z faktu, że futro wiszące na nich od wewnętrznej strony tłumi odgłos, po czym pchnęła je nie czekając na odpowiedź.  Wysokie, złote kolumny na których oparte było łukowe sklepienie, lśniły w słońcu, wśród kropel deszczu ściekających po rynnach, podłoga (również złota) wypolerowana i napastowana była do tego stopnia, że, by utrzymać równowagę, trzeba było stawiać jak najkrótsze możliwie kroki. Na końcu sali (na tyle daleko, by Wszechojciec, swoim jednym starym, zużytym okiem nie mógł ich jeszcze dostrzec) na podwyższeniu ustawiony był tron. Hliðskjálf, tysiące lat temu wyrzeźbiony został z wielkiej bryły złota, tak, by nikomu nie było na nim zbyt wygodnie. Vasta nieraz mawiała, że latach tyłki przystosowały im się do siedzenia na nim. Sygin mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o kobiecie, jednak zaraz spochmurniała. Opiekunka najlepsze lata życia miała już za sobą. Te gorsze z resztą też, jak wszystkie inne. To jej śmierć była zapalnikiem, odczynnikiem, który kazał młodej pomywaczce i kucharce podjąć desperackie próby usamodzielnienia.
Jednak prawdą jest stwierdzenie, iż pieniądze kręcą światem. Trzeba płacić za dom, jedzenie, krzesiwo, ubrania.
 
Stukanie drewnianych trzewików rozchodziło się po pomieszczeniu. Każdy kolejny krok był dla Sygin coraz trudniejszy. Z powodu poczucia winy, jak i coraz większego oporu ze strony Lokiego. W końcu jej męka skończyła się, Odyn wpatrywał się w nią zdziwiony, otwierając i zamykając usta jak ryba, próbując wydusić z siebie jakieś słowo. Jego wzrok krążył między przybranym synem, a niską, szczupłą, kruchą filigranową laleczką, która zdołała w jakiś sposób go przyprowadzić. Po paru minutach milczenia, spytał w końcu
-Jak?-to jedno słowa znaczyło więcej niż każde inne podziękowanie-Co chcesz jako nagrodę?-blondynka uśmiechnęła się, sprawy wchodziły na dobry tor
-Pieniędzy.-rzuciła-Domu, pracy.
-Czy byłabyś tak miła udać się do sali obrad.-słowa dobrane tak by brzmiały jak najuprzejmiej, jednak protekcjonalny ton bynajmniej nie zachęcał-Ktoś cię tam zaprowadzi.
-Nie trzeba.-dygnęła lekko-Znam drogę.-król skiną głową i nie czekając aż Sygin wyjdzie z sali uniósł rękę nieznacznie, dając strażnikom czającym się w zakamarkach sali znak, by pojmali więźnia.  Dziewczyna stojąc pod drzwiami, wpatrywała się jeszcze chwilę w Lokiego szarpiącego się uzbrojonymi w miecze, włócznie i tarcze mężczyznami. Głowa Kłamcy powoli zwróciła się w jej kierunku i nim zdążyła odwrócić się, szmaragdowe tęczówki zatrzymały jej wzrok pozostawiając poczucie winy i nieprzyjemne swędzenie w środku, gdy wyszła i trzasnęła drzwiami. Dziwnie tak przemierzać korytarze bez mopa, czy chociaż szmatki i wiedząc, że Loki prawdopodobnie został już przeniesiony do tymczasowej celi. Cholera! Odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem. Do lochów z kuchni jeden korytarz prosto, dwa skręty w lewo, jeden w prawo, znów prosto. Skoro z kuchni do sali tronowej skąd wracała jedynie jeden w lewo. Z poślizgiem zahamowała przed bramą więzienia. Mając nadzieję, że pozostały jej jeszcze resztki z dawnej umiejętności, podwinęła spódnicę, uniosła stopę, umiejscowiła ją między prętami i odbiła się najmocniej jak umiała. Parę razy powtarzając ten manewr, zdołała w końcu przerzucić jedną nogę na drugą stronę ogrodzenia. Czyli prawą nogą jest już w więzieniu. Jak przy schodzeniu z konia, brzuchem zsunęła się na dół. Sukces! Dysząc ciężko podbiegła do celi Lokiego i bez zastanowienia wcisnęła przycisk otwierający ją. Zmyślny zabieg, możliwość otwarcia własnego lochu tuż przed oczami, jednak możności po nią sięgnąć. Rozległ się ryk dzwonów alarmujących. Brama stanęła otworem, a przez nią zaczęli wlewać się strażnicy. Szlag! Tego nie przemyślała. Jak zahipnotyzowana wpatrywała w niekończący się strumień ludzi. Coś złapało ją za ramię. Loki. Poczuła jakby ktoś gwałtownie kopną ją w brzuch i wszystko zniknęło. Najpierw nastała krótkotrwała ciemność, potem stała w środku jakiegoś lasu, Kłamca koło niej, dysząc ciężko.
-Wszystko w porządku?-spytała
-Teleportacja nie jest łatwa, dwuosobowa tym bardziej.-sapnął
-Dlaczego wziąłeś mnie ze sobą?-oddech chłopaka wrócił do normalnego rytmu
- Bo jesteś wyjątkowa.-stwierdził obojętnym głosem
- Dziękuję, dziękuję za wszystko.-szepnęła

7 komentarzy:

  1. Zgadywania runda II! :D.
    No dobra...
    Pierwsza część - Poss;
    Druga część - Viv? I jest tam chyba błąd "wzdrygną" ;).
    Trzecia część - Mmm... Albo obie, albo sama Viv :P. I chyba kolejny błąd, w tekście o wypolerowanej podłodze jest jakoś tak dziwnie napisane: "że, by". Nie powinno być ", żeby"? :>.
    Podczas uwolnienia Lokiego: "kopną".
    Rozdział mi się bardzo spodobał, jest ciekawy, trochę się w nim dzieje :).
    Tam gdzieś jeszcze literka została zjedzona, ale nie pamiętam gdzie. Skleroza xD.
    Pozdrawiam,
    Death.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe 2/3 źle xD
      To zgadywanie jest śmieszniejsze niż się spodziewałam xD

      Usuń
    2. Hahaha, a ja wzięłam to zgadywanie na serio ;P. Nigdy nie byłam w tym super dobra, hehe xD.

      Usuń
  2. Genialny rozdział! Jesteście świetne. Bardzo mi się podoba opowiadanie, na pewno będę je czytać. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Życzę weny.
    pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń
  3. No, znalazłam czas na nadrobienie tego bloga.
    Prolog mnie nawet zachęcił, pierwszy rozdział... Na razie nie wiem, co o tym myśleć. Na końcu trochę mi się akcja poplątała, przeszkadza mi trochę brak akapitów. Ogólnie jest ciekawie, nie wiem co planujecie, a to dobrze wróży :) Nie mam żadnych oczekiwań, poczekam, jak to się rozwinie. Nie będę tez zgadywać kto, co pisze, mam pewne teorie, ale to jest Wasze opowiadanie, piszecie je razem, a ja nie chcę oceniać Was każdej z osobna.
    Podoba mi się koncepcja, co do Sygin nie jestem jeszcze przekonana, czekam na dalszy ciąg :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałyście nominowane do Liebster Award. Info tu: runicalblade-trilogy.blogspot.com
    Pozdrawiam,
    Death.

    OdpowiedzUsuń