piątek, 13 lutego 2015

Rozdział II

Byłem zły. Zły na siebie. Nie doceniłem Sygin i w tak banalny sposób dałem się złapać. Teraz znów trafię do swojej celi, jednak tym razem ucieczka będzie graniczyła z cudem.

Średnim krokiem zmierzaliśmy do pałacu. Przebywając wiecznie w podziemiach zamku odzwyczaiłem się od blasku bijącego od złotych ścian. Niemalże wypalał oczy. Im więcej promieni do mnie dochodziło, tym bardziej byłem zdenerwowany... bo czułem bezradność. Ja, Loki z Asgardu, syn Laufeya, potężny czarnoksiężnik, byłem prowadzony przed oblicze Odyna, przez, nieco zachudzoną dziewczynę, której niegdyś uratowałem życie. To się nazywa wdzięczność…

Przechodząc obok służek czułem wstyd, który skryłem pod maską dumy. Wysoko uniosłem głowę, omijając ich spojrzenia.

-Czy mogłabyś przestać się tak wlec? - spytałem Sygin z irytacją w głosie. Wskazałem jej ręką korytarz, co ona skwitowała prychnięciem. Chciałem mieć już wszystko za sobą, a z każdym krokiem zdawało mi się, że blondwłosa zwalnia. Odnajdując oczami pozłacane wrota, również straciłem cały zapał. Odgłos pukania, był niczym drażniący uszy huk, po czym widok złotych podług nie umilał chwili. Kątem oka widziałem, jak ciężko jest Sygin utrzymać równowagę. Przy normalnych okolicznościach, na pewno wykorzystałbym okazję na kpiny, jednak wtedy nie było mi do śmiechu. Ujrzawszy Wszechojca zacząłem zwalniać, co odczułem delikatnymi szarpnięciami za nadgarstek.

W końcu dotarliśmy przed jego oblicze. Co chwilę przenosił wzrok, to na mnie, to na blondynkę.

- Jak? - zapytał po kilku próbach wydobycia głosu.

- Co chcesz jako nagrodę?

Jedno muszę Sygin przyznać. Jest inteligentna. Wiedziała gdzie mnie znaleźć, jak podejść i pomyślała o zablokowaniu moich umiejętności. Mało kto by dał radę, a ona zrobiła to bez większych problemów. A na koniec historii otrzyma za mnie nagrodę i rozpocznie normalne życie. Prosty i efektowny plan.

Gdy została odesłana, oddała mnie w ręce straży. Była to moja ostatnia szansa na ucieczkę, choć mało prawdopodobna. Szarpałem się ile mogłem, jednak zostałem powalony na kolana i unieruchomiony. Spojrzałem na Sygin, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, zobaczyłem u niej niepewność. Nie rozumiałem jej. Była niepewna czy dokonała właściwego wyboru? Czyżby martwiła się o mnie?

Gdy trafiłem do celi, mój umysł zajął się analizowaniem zaistniałej sytuacji. Jeszcze nikt nigdy się o mnie nie martwił. Zawsze byłem kozłem ofiarnym, tym gorszym i niechcianym. Czyżby coś się zmieniło?
Nagle, w lochach rozległ się alarm, a moja cela się otworzyła. Mogłem uciekać. Niczym się nie przejmować i raz na zawsze opuścić to miejsce. Jednak dostrzegłem Sygin. To ona mnie wypuściła, a teraz zmierzali strażnicy zmierzali w jej kierunku.

Sam nie wiedząc dlaczego, podbiegłem do niej i się teleportowałem razem z nią. Znaleźliśmy się w lesie, dość daleko od pałacu, by mieć czas na odpoczynek, nie dość daleko, by móc tu zostać. Ale chwila na złapanie oddechu też jest dobra. Ciężko dyszałem, odczuwając duży spadek mocy.
-Wszystko w porządku? - spytała, widząc moje trudności oddechowe.
-Teleportacja nie jest łatwa, dwuosobowa tym bardziej - rzuciłem w odpowiedzi.

-Dlaczego wziąłeś mnie ze sobą? - Oto pytanie za tysiąc punktów. Dlaczego?
- Bo jesteś wyjątkowa- odpowiedziałem po chwili. Niegdyś zadała mi to samo pytanie, więc czemu nie dać tej samej odpowiedzi?
- Dziękuję, dziękuję za wszystko - dodała z lekkim uśmiechem.
- Czyżby? - zadrwiłem, idąc przed siebie. Oburzyło to blondwłosą, która natychmiast za mną ruszyła.

- Co to niby miało znaczyć? Jakbyś nie zauważył, właśnie wyciągnęłam cię z cuchnącej celi! - Z całą pewnością była oburzona. Próbowała mnie zatrzymać, bym spojrzał jej w twarz, ale co może zrobić tak drobna istotka?
- O tak, zauważyłem. Dokładnie tak samo jak zauważyłem, że sama mnie do niej wsadziłaś - odparłem spokojnie, choć nie zwróciłem na nią większej uwagi.

- A sądzisz, że dlaczego? Ponad tysiąc lat temu zostawiłeś mnie u kucharek i więcej cię na oczy nie widziałam, a musiałam między innymi harować dla ciebie! Chciałam być wolna. W końcu móc robić to co JA chcę!
Stanąłem. Ta dziewucha nie wie z kim zadziera. Powoli się do niej obróciłem, nie ukrywając mojej frustracji.
- Nie zapominaj, że bez mojej pomocy byłabyś już dawno martwa. Powinnaś być mi wdzięczna.

- Łaskawca się znalazł. Skoro tak stawiasz sprawę, to po co mnie ratowałeś, co!? - Zaintrygowała mnie. Tylko głupcy mi podskakują. Głupcy, ale odważni mędrcy. O jej inteligencji zdążyłem się już przekonać, więc co nią kieruje? Co jeszcze się w niej kryje? W tak niepozornej istocie…
- Już ci mówiłem i nie zamierzam się powtarzać - rzuciłem.

Ruszyłem dalej, nie patrząc za siebie. Kontynuacja tej rozmowy mogłaby mieć fatalne skutki, dlatego nie chciałem jej ciągnąć.

Sygin stała chwilę w osłupieniu. Nie wiedziała jak ma zareagować na moje zachowanie, aż w końcu do mnie podbiegła i zrównała krok. Szliśmy tak w milczeniu. Co parę sekund widziałem, jak blondwłosa mi się przygląda. Nie czekając długo, zdradziła mi czemu.

- Nie mogę cię zrozumieć. Raz jesteś zły i nagle się uspokajasz. Raz mnie ratujesz, a potem o mnie zapominasz. Drugi raz mnie ratujesz i masz do mnie żal. Tyle w tobie sprzeczności. To nie logiczne.
Wyraz jej twarzy był bezcenny. To jak machała rzęsami, próbując mnie rozszyfrować. Jak marszczyła czoło, było poniekąd komiczne, a poniekąd urocze.
Uśmiechnąłem się.

-To akurat są najmniej nie logiczne części mojego życia.

Przymknąłem na chwilę oczy i ukazały mi się pojedyncze sceny. Moje koszmary. Historia w zbrojowni. Zmiana barwy. Chitauri. Spadanie w otchłań…

To demony, nie dające mi powrócić do normalności. Zmory, dręczące mnie każdej nocy i w każdej chwili. Powracają niemalże bez przerwy. Są niechcianą częścią mnie, której nie potrafię się pozbyć.

Otwierając oczy, dostrzegłem zdziwienie blondynki. Zapewne emocje ze wspomnień ukazywały się na mej twarzy. Tylko przy nich nie potrafię się maskować.

- O czym myślałeś?

Nie odpowiedziałem. Zacząłem szybciej iść, aż drogę przecięło mi jezioro. To dobre miejsce na odpoczynek. Brzeg przy tafli wody, odbijającej blask księżyca, porośnięty przez ciemno zieloną trawę i mech. Ponoć zielony uspokaja. Warto to sprawdzić.

- Będziemy tu nocować -oświadczyłem. - Musimy się wynieść z Asgardu za nim nas znajdą, a na razie nie mam dość mocy by to zrobić. Ułóż się gdzieś wygodnie i się wyśpij. Jutro czeka nas ciężki dzień.

Pokiwała głową w odpowiedzi i usiadła na głazie, którego część od wieków styka się z wodą. Zaczęła się wpatrywać w delikatne ruchy powierzchni stawu, po czym wstała i znalazła sobie miejsce na trawie. Przysiadłem się do niej. Gdy zauważyłem, że drży, rozpaliłem pomiędzy nami małe ognisko za pomocą magii. Charakteryzowało się szmaragdowymi płomieniami, które zaciekawiły Sygin. Przyglądała się im, ale nic nie mówiła. Po dłuższym czasie zasnęła, czując przyjemne ciepło bijące od mojego ognia. Ukoiło ją, dając złudne bezpieczeństwo.

Pozostawiając swoje rozmyślenia, również postanowiłem spocząć i wyruszyć do krainy snów. Nim się obejrzałem, już spałem…

&&&

-Wstawaj. Ej, wstawaj! - Pierwsze co usłyszałem, będąc jeszcze niedobudzonym, to poddenerwowany głos blondynki. Odwróciłem się na drugi bok i starałem się ją zbyć.

- Jeszcze pięć minut, Sygin.

- Ja ci dam pięć minut... - To brzmiało jak groźba. Przy normalnym tempie myślenia, przewidziałbym, że ten ton głosu zwiastuje kłopoty, jednak niedobudzanie dało o sobie znać. Nagle poczułam jak lodowata woda ląduje na mojej głowie. Gwałtownie się podniosłem i zlokalizowałem oblewający mnie obiekt.

- Zwariowałaś, kobieto?! - krzyknąłem, jednak nie przeraziło to blondwłosej. Założyła ręce na piersi i zaczęła mówić.

- Rusz się, mości książę. Już rano. Lepiej się zbierać, żeby nas nie znaleźli, a wierzę, że zdążyłeś zregenerować siły.

- Owszem, zdążyłem -oświadczyłem oschle, po czym wycisnąłem wodę z włosów. - Ale muszę cię ostrzec, że nasza podróż będzie się odbywać przez ukryty portal.

- Czyli... czyli niepotrzebnie tu tyle siedzieliśmy? Mogliśmy od razu uciekać?

- Nie do końca niepotrzebnie, bo muszę utrzymywać barierę, dzięki której Heimdall nas nie dostrzeże, ale tak. Uciekać mogliśmy od razu.

- Ale zbierać siły to ty mogłeś wszędzie! - Uniosła się, po czym naburmuszona obróciła się do mnie tyłem.

- I co? Teraz będziesz udawać pokrzywdzone dziecko?

- Nie, będę udawać ciebie.

- Ty nie wiesz z kim zadzierać, Sygin - powiedziałem groźnie. Musi wiedzieć, że w stosunku ze mną na wiele sobie pozwalać nie może.

- A co, masz się za kogoś ważnego? Dla mnie jesteś tylko rozpieszczonym dzieciakiem, który za długo żył w luksusie, przez co nie potrafi się cieszyć.
Złapałem ją za gardło i przygwoździłem do drzewa. W jej oczach zagościł strach, a twarz przybrała odcień maliny.

- Nic o mnie nie wiesz, a twoja opinia jest postawiona na podstawie kłamstw Wszechojca.

Nie odezwała się już ani słowem. Stwierdziłem, że trup nie jest mi potrzebny, więc ją puściłem i poszedłem przed siebie. Jest mądra. Poradzi sobie sama. Słyszałem jedynie jak głośno oddycha, po czym wstała i... zaczęła do mnie biec? Chyba przeceniłem jej iloraz inteligencji.

- Czemu za mną idziesz? - zapytałem obojętnie.

- Bo puszczając mnie, udowodniłeś, że mnie nie skrzywdzisz, a bez ciebie mogę się pożegnać z wolnością. Będę ciągle błądzić po Wiecznej Krainie z obawą, że niedługo mnie znajdą i wsadzą do celi.

Nic już nie powiedziałem. Po prostu szedłem w stronę portalu, aż w końcu byliśmy na miejscu. Gdy stanąłem, spotkałem się z pytającym spojrzeniem blondwłosej.

- Dokładnie trzy metry przed tobą jest przejście do innej krainy. Nie widzisz go, bo jest ukryty.

- To czemu ty go widzisz?

- Bo się nauczyłem - odparłem i pchnąłem ją w portal. Jej krzyk uciął się w połowie, gdy już wylądowała po drugiej stronie. Poszedłem zaraz za nią, a znajomy dźwięk obił mi się o uszy. Tylko w jednym świecie jest taki natłok hałasów.

- Gdzie my jesteśmy? - spytała podnosząc się z ziemi i otrzepując sukienkę.

- Manhattan, Nowy Jork.

6 komentarzy:

  1. podług- podłóg
    Poczułam- poczułem, skoro mówi Loki.
    To błędy. Nie za wiele jak widać.
    Dialogi bardzo fajne. Relacja między Lokim i Sygin powoli się rozwija i jest to widoczne. ich przekomarzania i spory są dobrze przedstawione. Loki nie traci swojego charakteru. Czekam na dalszy ciąg i ich wspólną podróż :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej -'.'-
      Patrzyłyśmy i nie zauważyłyśmy. Ale mamy Ciebie ;)
      Cieszymy się, że Ci się podoba :)
      Pozdrawiam,
      Viv

      Usuń
  2. Zastanawiam się, czy w pierwszej połowie się nie dzieliłyście (no i btw. tam gdzieś jest mała powtórka), a drugą stawiałabym na Viv xd.
    W każdym razie: takiej Sygin jeszcze nie znałam. Fajna jest :D.
    Rozdział bardzo mi się podobał. No i... Manhattan. Wszystko zaczyna
    się od Manhattanu xD. Będzie całkiem zabawnie.
    Pozdrawiam,
    Death.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się już tak znęcać XD Dobrze stawiasz ;) Cały rozdział był pisany przeze mnie, a za powtórki i wszelkie błędy chowam się pod ziemię.
      Cieszę się, że Sygin się podoba i Manhattan... Wiadomo XD
      Pozdrawiam,
      Viv

      Usuń
  3. Świetny rozdział :D aww... groźny Loki XD Nie mogę się doczekać co dalej :D Sygin i Loki... To się źle skończy. Mam wrażenie, że oni się w końcu pozabijają :D Czekam na kolejny rozdział.
    pozdrawiam, Rox

    OdpowiedzUsuń